Jak ekonomiczne narracje wpływają na życie inwestorów (i nasze)
Większość ludzi ma kłopoty z operowaniem liczbami, równaniami czy nawet wykresami i logiczną analizą faktów. Za to o wiele łatwiej zrozumieć świat, kiedy czytamy lub słyszymy objaśniające nam ten świat historie, które są skonstruowane tak, że jasno widzimy co z czego wynika. Najprostsze w odbiorze są tzw. narracje, a więc historie, które mogą być tematem rozmów z innym ludźmi, mogą mieć formę opowieści o jakichś wydarzeniach, a nawet dowcipu lub anegdoty. Odnoszą się często do tzw. „ludowej mądrości” lub „zdrowego rozsądku”.
Niby nic w tym nadzwyczajnego. Narracje są obecne w polityce, kulturze, są pożywieniem dla magazynów plotkarskich. Jak policzono, istnieje ograniczona ilość wzbudzających emocje opowieści, które występują w rożnych postaciach, na przykład: pościg, poszukiwanie, ucieczka, pełna przeciwności losu podróż bohatera. W przypadku opowieści ekonomicznych szczególnie ważne jest to, że niektóre z nich mogą mieć charakter epidemiczny, a więc przenosić się z jednej osoby na drugą szybciej niż wirus grypy, zwłaszcza w epoce mediów społecznościowych, komunikatorów, czatów itp. Wywołują nieracjonalny optymizm lub pesymizm. Tak działała w XIX wieku gorączka złota, kiedy Amerykanie porzucali swoje domy i pędzili do Kalifornii, gdzie podobno mogli łatwo się wzbogacić. Mogą one wpływać na działania inwestorów, będąc impulsem do hossy, bessy lub silnej korekty. Dobrym przykładem mogą być tzw. opowieści nowej ery. Na początku lat 20-tych XX wieku, po zakończeniu I wojny światowej doszło do zachłyśnięcia się nowymi wynalazkami technicznymi. Był to okres, kiedy w Stanach Zjednoczonych ruszała masowa motoryzacja, powstawały nowe fabryki, można było po raz pierwszy przelecieć samolotem przez Atlantyk. Sprzyjało to entuzjazmowi inwestorów giełdowych, którzy kupowali masowo akcje i doprowadzili do powstania na giełdzie wielkiej bańki, a potem krachu i w konsekwencji Wielkiego Kryzysu. Nie inaczej było przy tzw. bańce internetowej z przełomu XX i XXI wieku, gdzie firmy, które nawet jeszcze niczego nie wyprodukowały, ale miały w nazwie „ .com”, czyli tzw. dotcomy, mogły być warte setki milionów dolarów. Magia firmy internetowej działała w sposób epidemiczny. Jeszcze lepszy przykład zarażenia się dziwaczną ideą to Bitcoin, którego działanie, mam na myśli sam algorytm, mało kto rozumie, a jest to coś, czego wartość w ciągu kilku lat wzrosła od zera do ok. 300 mld dolarów.
Mechanizmy, które to umożliwiają opisuje całkiem nowa odmiana ekonomii wpisująca się w nurt ekonomi behawioralnej, zwana ekonomią narracyjną, stworzona przez noblistę Roberta Shillera. Opisuje on narracje ekonomiczne metodami stosowanymi w epidemiologii, a więc liczy proporcje osób zarażonych, tych już wyleczonych oraz potencjalnie podatnych i analizuje prędkość rozchodzenia się „epidemii”, a potem jej wygasania.
A jakie narracje teraz wpływają na życie inwestorów? Wydaje się, że najsilniejsza pochodzi znowu ze Stanów Zjednoczonych i dotyczy aktywności prezydenta Trumpa. „Typowy” cykl ekonomiczny, a więc wzrost i recesja, trwał do tej pory nie więcej niż dziesięć lat. Tymczasem od 2009 jesteśmy stale, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, w okresie wzrostu i co prawda od paru lat spodziewamy się recesji i bessy na giełdzie, to wciąż ich nie widać. Jest to chyba w ogóle najdłuższy cykl w historii. Ostatnio moim zdaniem mocno oddziałuje na tę sytuację „Efekt Trumpa”. Amerykańscy konsumenci wciąż dużo wydają (a nie oszczędzają na czarną godzinę) i jest to siła, która odsuwa lub w przyszłości złagodzi recesję. A dlaczego? Bo właśnie sam prezydent Trump uosabia konsumpcję, blichtr i luksus, posiada kasyna i drapacze chmur. Mówi „Uczyńmy Amerykę ponownie wielką”. Amerykanie nawet widząc jego niewątpliwe wady wierzą (czyli akceptują narrację) , że jest niezwykle skutecznym biznesmenem, który wykreował niegdyś swój wizerunek w telewizyjnym reality show i co jak co, ale wie jak pobudzać gospodarkę. Ceny akcji więc od dawna rosną i działa tzw. efekt bogactwa – konsumenci czują się bogatsi i pewniejsi siebie, często nie wahają się zadłużać, a wskaźniki optymizmu konsumenckiego, np. indeks Michigan Consumer Sentiment Index, mimo pewnego spadku pozostają na wysokim poziomie. Zatem nie tylko cięcia podatkowe i ostatnio obniżki stóp procentowych podtrzymują amerykańską, a przez to i światową gospodarkę. Fale pozytywnych emocji dotyczących gospodarki plus inżynieria finansowa banków centralnych mogą opóźnić recesję jeszcze przez kolejne kilka lat.
Ale w ekonomii zawsze jest druga strona medalu: prezydent Trump właśnie podlega procedurze impeachmentu, czyli usunięcia ze stanowiska (choć mało prawdopodobne, aby okazała się skuteczna), wojny handlowe mogą wymknąć mu się z rąk lub pogorszy sytuacja geopolityczna. Wtedy górę może wziąć narracja negatywna, optymizm szybko wyparuje i doczekamy się jakiejś fazy osłabienia gospodarczego.